Fabryka benzyny syntetycznej - Hydrierwerke Pölitz: Wielka wojna w małych Policach

Wojenne losy Polic związane z funkcjonującą na ich obszarze fabryką paliw syntetycznych są tym wycinkiem dziejów Pomorza Zachodniego, który wciąż czeka na zwartą i treściwą monografię. Mimo licznych wątków pojawiających się dotąd w artykułach prasowych i opracowaniach historycznych, żaden z nich nie wyczerpał w pełni wszelkich zagadnień związanych z tym tematem.

Dla nieświadomego przeszłości mieszkańca Polic znajdujące się na terenie miasta bunkry są trwałym elementem lokalnego krajobrazu o bliżej niesprecyzowanym znaczeniu. Tymczasem każdy miłośnik historii wie, że rozsiane na obszarze miasta i okolic zapomniane obiekty stanowią element jednego wielkiego organizmu – Hydrierwerke Pölitz. W Tanowie, pod Siedlicami, Policach i na drugim brzegu Odry do dziś można znaleźć ślady po stanowiskach obrony przeciwlotniczej, wycelowanej ongiś w alianckie samoloty. Przy wjeździe do Mścięcina zachowały się budynki po filii obozu koncentracyjnego Stutthof. W Trzeszczynie znajdziemy domniemane podmurówki po barakach dla robotników budujących fabrykę. Dookoła Polic kilometrami ciągną się okopy i rowy przeciwczołgowe a lasy pełne są dziesiątków lejów bombowych. Miasto usiane jest bunkrami, chroniącymi pracowników zakładów przed niszczycielską mocą bomb. Na sporej przestrzeni rozpościera się osiedle powstałe na potrzeby kadry pracowniczej fabryki. Jedno z gimnazjów mieści się w byłym budynku biurowym Hydrierwerke. A pełni obrazu dopełniają setki hektarów monumentalnego cmentarzyska po zrujnowanym kombinacie. Choć lata biegną i nie potrafi im się oprzeć nawet mocarny z pozoru żelbeton, historia daje o sobie znać na każdym kroku. Uchwycenie każdego z tych elementów pozwala sobie uświadomić, jak wielką machiną wojenną były przed latami Police. To tu funkcjonował jeden z największych zakładów III Rzeszy zajmujących się wytwarzaniem ropy z węgla, i to tu istniał jeden z najliczebniejszych ośrodków pracy przymusowej na Pomorzu.

Po latach wokół tematu fabryki benzyny syntetycznej urosło wiele mitów, które przy stale zmniejszającej się liczbie żywych świadków coraz trudniej zweryfikować. Do tych najbardziej zastanawiających znaków zapytania zaliczyć możemy rzeczywistą rolę fabryki podczas wojny – czy ograniczała się jedynie do produkcji syntetycznego paliwa, czy też, jak niektórzy sądzą, jej obszar funkcjonowania ogarniał także produkcję broni? Jaka cześć tego, co dziś możemy obejrzeć, stanowi całość kombinatu – czy prawdą są historie o wielopoziomowych kondygnacjach i kilometrach korytarzy pod ziemią? W końcu – jak wyglądał los pracowników przymusowych i ilu z nich nie przeżyło wojny? Wzmożona ostatnimi laty aktywność lokalnych pasjonatów oraz zawodowych historyków rokuje nadzieję na zapisanie pewnikami białych plam w historii Polic.

Chemia na usługach wojny

Wiek XIX można nazwać złotym okresem pary. To przy jej mocy rozwinęły się największe gospodarki ówczesnego świata. Lecz już I wojna światowa dała do zrozumienia, że to nie parowy napęd będzie motorem napędowym dziejów świata, lecz ropa. Rozwój rozmaitych gałęzi przemysłu w oparciu o to paliwo zaczął stanowić o zamożności i sile danego kraju. Fakt ów miał bezpośrednie przełożenie także na jego wartość zbrojną. Lord Curzon stwierdził, że zwycięstwo zbrojne aliantów wzniosło się na morzu ropy. Zaś marszałek Foch doszedł do beznamiętnego wniosku, że podczas wojny kropla benzyny warta jest kropli krwi. Dla państwa pruskiego zasoby ropy naftowej nie były jeszcze przed XX wiekiem poważnym problemem, ponieważ na ich obszarze znajdowały się duże rezerwy węgla. Lecz postępująca industrializacja, wzrost zapotrzebowania na paliwo, względy praktyczne, jak i doświadczenia I wojny światowej sprawiły, że trzeba było dokonać przewartościowania w tej dziedzinie. Zwłaszcza, że pola roponośne Rumunii i Kaukazu znajdowały się jeszcze poza planowanym w przyszłości zasięgiem Niemiec. By móc prowadzić skuteczną wojnę, utworzenie przemysłu produkcji paliw syntetycznych stało się ważną częścią 4-letniego planu Hitlera z 1936 r. Ten śmiały zamysł oparto o nowatorską technologię umożliwiającą pozyskanie płynnego paliwa z węgla, którego akurat Niemcy mieli pod dostatkiem. Pochodzący spod Wrocławia Friedrich Bergius w 1912 r. dokonał po raz pierwszy uwodornienia węgla – procesu pozwalającego na uzyskanie ciekłego paliwa z materiału stałego. Za to odkrycie przyznano mu w 1931 r. nagrodę Nobla. Przemysłową produkcję paliw syntetycznych rozpoczęto już w 1927 r. w fabryce Leuna pod Merseburgiem. Należała ona do koncernu I.G. Farbenindustrie, który w latach wojny wsławił się niechlubnie zatrudnianiem tysięcy przymusowych robotników i produkcją Cyklonu B. Warto wspomnieć, że oprócz metody Bergiusa w pozyskiwaniu płynnych paliw stosowano także metodę Fischera-Troopscha - niemieckich naukowców z Kaiser Wilhelm Institute. Różniąca się procesem wytwarzania technologia stosowana była w mniejszej ilości zakładów i przynosiła mniejszą produkcję. W sumie do końca II wojny światowej na rzecz III Rzeszy działało ponad 20 zakładów paliw syntetycznych. Większość z nich działała na obszarze obecnych Niemiec: w Zagłębiu Rury oraz w saksońskim zagłębiu węglowym. Jednakże wśród najpotężniejszych zakładów znalazły się te leżące w granicach dzisiejszej Polski: Pölitz, dwa kombinaty na Śląsku w okolicach Blechhammer (obecnie Kędzierzyn-Koźle) oraz Auschwitz, którego pełnej mocy produkcyjnej nigdy nie rozwinięto, a który miał być największym producentem paliw syntetycznym. Zakłady te funkcjonowały w ramach korporacji lub specjalnie powoływanych w tym celu spółek, jednak działalność wszystkich ściśle była podporządkowana celom państwowym III Rzeszy.

Jedna z dwóch miejscowych elektrowni zasilających fabrykę

Hydrierwerke Pölitz

O lokalizacji polickiej fabryki zadecydowało parę czynników. Przede wszystkim chęć industrializacji prowincji pomorskiej, zapóźnionej gospodarczo w stosunku do uprzemysłowionego zachodu Niemiec. Następnie bliska odległość ważnego szlaku rzecznego i morza, gdyż z początku planowano produkcję zakładu oprzeć o materiały dostarczane drogą morską z Ameryki Południowej. I dość prozaiczny fakt, że od lat 30. istniał tu regenerujący paliwa okrętowe zakład Norddeutsche Mineralölwerke, który mógł stanowić bazę pod budowę nowej fabryki. W 1938 r. zainicjowano działania formalne pozwalające na uruchomienie inwestycji, a rok później rozpoczęto prace budowlane. Przy wznoszeniu fabryki pracowali robotnicy wielu narodowości – dobrowolnie i przymusowo. Budowę rozpoczęli Niemcy i zatrudnieni w firmie Mitteldeutsche Stahlwerke Czesi i Słowacy. W dalszym okresie pojawili się Francuzi (werbowani m.in. przez paryskie biura Verbindungstelle des Generralbevollmachtigten fur Chemie i Deutsche Vermittlungsstelle) i sprowadzeni w 1941 r. na zasadzie dobrowolnych umów Włosi (w okresie od maja do czerwca tego roku przybyło ich 1162). Równolegle w wyniku działań wojennych zwiększała się liczba robotników przymusowych sprowadzanych z terenu całej Europy. Pierwsza grupa Polaków przybyła z Gdyni już 19 września 1939 r. W kolejnym roku – jak oszacowała szczecińska policja – na terenie Polic i Szczecina pracowało już około 13 tys. Polaków. Dokładna ilość pracowników Hydrierwerke pozostaje w sferze przypuszczeń. Wg. Bogdana Frankiewicza, szczecińskiego historyka, który włożył wiele starań w zbadanie losu pracowników przymusowych na Pomorzu Zachodnim, na terenie Polic zatrudniano około 25 000 do 28 000 robotników przymusowych. A przecież mowa tu jest tylko o pracownikach przymusowych, pomijając najemników. Jednakże każda inna nawet zredukowana liczba i tak świadczyć będzie o ogromie fabryki. Dla porównania wystarczy wspomnieć, że w obecnie Zakłady Chemiczne Police wraz z zależnymi spółkami zatrudniają do 5 tys. ludzi, a jest to przecież jeden z największych kombinatów chemicznych w Polsce.

Nie potwierdzoną definitywnie do dziś daną jest wysokość produkcji. Szacunkowe liczby pochodzą od brytyjskich i amerykańskich wywiadów wojskowych a także od samych naukowców niemieckich, którzy po wojnie dość chętnie przystali na współpracę z USA, wyprowadzając się tam licznie całymi rodzinami. Pewnikiem jest, że Police należały do czołówki niemieckich kombinatów wytwarzających paliwa syntetyczne – to tu właśnie produkowano większość benzyny syntetycznej dla Luftwaffe. Najbardziej bliskie prawdzie są dane mówiące o szczytowej produkcji w 1944 r. Wynosiła ona ok. 60 tys. ton syntetycznych paliw miesięcznie, co stanowiło 20 procent całej produkcji III Rzeszy. Najwyższej klasy benzynę wysokooktanową otrzymywało niemieckie lotnictwo. Dobrej jakości paliwo używały statki podwodne i nawodne Kriegsmarine. Oleje i smary trafiały do armii lądowej. Na inne potrzeby (m.in. przemysłu farmaceutycznego) wytwarzano zaś smołę, sadze, pak, lepik i płynny gaz.

Rozmach produkcyjny Hydrierwerke wpłynął diametralnie na życie prowincjonalnego miasteczka. Zakład rozpostarł się na obszarze 1500 hektarów, w tym 200 zwartej zabudowy. Na jego potrzeby wybudowano drugi tor trasy kolejowej, dużą bocznicę i terminal portowy. Dla kadry fabrycznej i wykwalifikowanych pracowników postawiono nowe osiedla a wokół miasta powstały obozy dla robotników przymusowych. W późniejszych latach, gdy rozpoczęły się naloty bombowe i pojawiło niebezpieczeństwo zbrojnej agresji, w krajobrazie Polic pojawiły się także liczne bunkry, a okolice obsadzono stanowiskami baterii przeciwlotniczych oraz umocniono transzejami i rowami przeciwczołgowymi.

Praca okupiona krwią

W wyniku lokalizacji przemysłu chemicznego w Policach, miasteczko stało się jednym z większych ośrodków pracy przymusowej na Pomorzu. Na jego obszarze i w okolicach funkcjonowało, jak się szacuje, nawet do 9 obozów różnej kategorii. Niewiadome wynikają z braku udokumentowanych faktów i liczb. Do chwili obecnej trwają prace nad pogłębieniem wiedzy z tego zakresu. Dotychczas nie pojawiło się żadne opracowanie całościowo ogarniające problematykę pracy przymusowej w Policach. Najwięcej wiedzy dostarczyły dotąd badania Bogdana Frankiewicza oraz monografie autorstwa Henryka Mąki („ Bremerhaven: statek śmierci”) oraz Krzysztofa Dunina-Wąsowicza („Police”).

Bogdan Frankiewicz ze względu na charakter i organizację podzielił polickie obozy na trzy rodzaje:  zbiorowego zakwaterowania, w których skoszarowano robotników różnych narodowości (Dr Dürrfeldlager, Wullenweverlager, Tobruklager i Pommernlager), obozy karne o zaostrzonym rygorze (Wohnschiff „Bremerhaven" i Arbeitserziehungslagerr "Hagerwelle") oraz filia obozu koncentracyjnego Stutthof w Mścięcinie. Zdaniem Frankiewicza liczba 7 obozów jest ostateczna. Tymczasem późniejsze badania wskazują na ich większą ilość. Za odrębną jednostkę można uznać filię żeńskiego obozu w Ravensbrück, funkcjonującą w sąsiedztwie obozu w Mścięcinie. Sam zaś Frankiewicz wspomina też  o specjalnie zbudowanym w 1941 r. w Policach obozie dla 300 jeńców radzieckich.

Ówczesne warunki pracy stały się ostatnio ciekawym przedmiotem dyskusji wśród pasjonatów historii Polic. Wnioski wysuwane przez niektórych z nich poddają pod wątpliwość martyrologiczny charakter pracy, wskazując za dowód rzekomo ludzkie warunki bytowe (możliwość przemieszczania się, pensje a nawet funkcjonowanie domu publicznego w Policach!). Stwierdzone fakty jak i charakter pracy w Hydrierwerke budują jednak zgoła inny obraz. Choć specyfika pracy przymusowej w Policach różniła się od znanych nam obrazów z obozów koncentracyjnych, nie należała ona wcale do ulgowych. W opinii samych Niemców zatrudnienie kogoś w Policach uważano za karę. Praca była ciężka i wyniszczająca. Jak pisze Bogdan Frankiewicz: „Do ciężkich i niebezpiecznych prac montażowych i budowlanych przydzielano najczęściej robotników polskich i radzieckich. Dźwiganie ciężkich szyn, prace ziemne jesienią i zimą, wyładowywanie cegieł i cementu z barek - oto najczęściej spotykane prace robotników polskich. Prace montażowe i spawalnicze przy wielkich zbiornikach narażały robotników na kalectwo, ponieważ częste były tam wybuchy lub awarie. Polacy nie posiadali odzieży ochronnej, co jeszcze bardziej utrudniało ich pracę. W pierwszym okresie nalotów na ośrodek Hydrierwerke zakazywano obcym robotnikom przymusowym chowania się w schronach przeciwlotniczych, wskutek czego wśród nich właśnie notowano najwięcej rannych i zabitych.” Szacuje się, że w Policach w efekcie wycieńczenia, ciężkiej pracy, chorób, braku opieki lekarskiej, nalotów bombowych zmarło lub zostało zamordowanych przez Niemców 13 tys. osób różnych narodowości, w tym ok. 9 tys. Polaków. Ofiary nalotów lotniczych chowano w zbiorowych mogiłach w polickich lasach. Zwłoki zmarłych kierowano na kremację do Szczecina. Dotąd jednak nie znane są konkretne miejsca pochówku.

Najbardziej ponurą sławą ze względu na swą specyfikę okrył się obóz karny prowadzony na byłym statku handlowym „Bremerhaven", cumującym na Domiąży w odległości 1 km od Polic. Oprócz tego, że funkcjonował jako miejsce zakwaterowania polskich robotników przymusowych, na jego pokładzie działała także kompania karna. Panowały w niej urągające godności ludzkiej warunki bytowe – szykany, kary jak i śmierć były na porządku dziennym.

Hydrierwerke na celowniku aliantów

Informacje o Policach stosunkowo szybko dotarły do aliantów. W ramach akcji o kryptonimie „Synteza” meldunki o produkcji benzyny syntetycznej w Policach przekazywał na Zachód wywiad Armii Krajowej. Dane takie dostarczał również działający w III Rzeszy agent amerykański - szwedzki handlowiec Erik Erickson. W efekcie już w czerwcu 1940 r. nad Policami pojawiły się pierwsze bombowce. O skali powtarzających się w tym roku bombardowań może świadczyć fakt, że na nowo otwartym cmentarzu komunalnym w pobliżu Hydrierwerke do końca tego roku pochowano 1700 osób. Wówczas to też przystąpiono do sukcesywnej rozbudowy sieci schronów przeciwlotniczych w Policach i okolicznych wsiach, wokół zakładów rozmieszczano zaporę w postaci balonów na uwięzi, rozlokowano baterie przeciwlotnicze oraz punkty służące do tworzenia zasłony dymnej. Seria największych nalotów nastąpiła w 1944 r. Zwyżkowa faza produkcji w tym roku napotkała się na zdecydowane działania aliantów, co przyczyniło się do jej gwałtownego spadku. Dywanowe naloty rozpoczęte w kwietniu i trwające aż do schyłku zimy następnego roku praktycznie wyłączyły zakłady z systemu produkcyjnego III Rzeszy. Posępne ruiny fabryczne, poszarpana zabudowa Polic i okolicznych wsi, setki lejów ukrytych w lasach i stale odnajdywane niewybuchy do dziś pozwalają uzmysłowić sobie, jak potężną siłę rażenia miały brytyjskie i amerykańskie naloty.

Bombardowanie fabryki

Powojenny losy „Starej Fabryki”

Armia Czerwona nie napotkała w Policach na opór Niemców. Rosjanie wkroczyli tu w kwietniu 1945 r. W tym czasie rozpoczął się proces ustanawiania państwowości polskiej na Pomorzu Zachodnim, który odbywał się w dramatycznych dla Polaków okolicznościach. Ostateczne ustalenie losu Szczecina i granicy zachodniej nie przeszkodziło radzieckiemu Naczelnemu Dowództwu Wojsk Okupacyjnych w Niemczech zwróceniu się do rządu polskiego z prośbą, aby na przeciąg jednego roku wyłączyć Police z polskiej administracji cywilnej. Pozostałość po Hydrierwerke Rosjanie potraktowali jako „trofiejnyj objekt” i już w czerwcu angażując miejscowych Niemców przystąpili do jej demontażu. Zainteresowanie pozostałymi po bombardowaniach instalacjami fabrycznymi nie wynikało wyłącznie z chęci pozyskania złomu dla odbudowywanego ze zniszczeń wojennych Związku Radzieckiego. Nowoczesna technologia pozyskiwania paliwa z węgla musiała budzić ciekawość Rosjan. Istnieją przypuszczenia, że rozbiórka służyła analizie procesu technologicznego, który próbowano odtworzyć na wschodzie.

Funkcjonowanie tzw. „enklawy polickiej” nastręczało wielu zmartwień administracji polskiej. Pierwszy prezydent Szczecina Piotr Zaremba wspominał, że wśród tysięcy Niemców sprowadzonych do pracy przy demontażu fabryki było wiele elementu hitlerowskiego. W lasach między Policami a Szczecinem do 1946 r. działać miały oddziały Werwolfu. W tym roku spacyfikowano też grasującą w okolicach Polic bandę maruderów – rzekomo pozostałość po armii gen. Własowa. Ostateczne przekazanie Polic Polakom nastąpiło 25 września. Rosjanie pozostawili ogołoconą z cenniejszych instalacji ruinę, na którą szybko wkroczyli szabrownicy. W opinii jednego ze świadków tamtych lat, przyjeżdżali oni z Polski centralnej po pozostałą w fabrycznych zbiornikach parafinę. W 1949 r. na teren fabryki wkroczyła firma, której celem było pozyskanie ocalałego z rosyjskiej rozbiórki złomu. W trakcie jej działań doszło do wielu nadużyć, które stały się później kanwą słynnych wówczas procesów, zakończonych surowymi wyrokami.

Dzisiejsze pozostałości po zrujnowanej fabryce

Pozostałe po fabryce zabudowania z czasem zaczęto adoptować na rozmaite cele. Najlepiej zachowane budynki przy obecnej ul. Tanowskiej przeznaczono pod działalność gospodarczą. Usytuowany także przy niej były budynek administracji fabrycznej zaczął służyć jako placówka szkolna – początkowo na potrzeby sprowadzonych w wyniku wojny domowej uchodźców z Grecji, a następnie jako publiczna szkoła podstawowa. Bardziej zniszczone obiekty włączono w obręb zlokalizowanej na terenie fabryki jednostki wojskowej, służąc m.in. jako poligon doświadczalny dla saperów. Jednostka funkcjonowała tu do lat 90-tych, kiedy to Agencja Mienia Wojskowego zaczęła stopniowo pozbywać się poszczególnych obiektów. Choć część z nich zafunkcjonowała jako prywatne zakłady czy placówki oświatowe, spora część pofabrycznego terenu nadal ulega dewastacji i zniszczeniu.

Inicjatywy społeczne

Prowincjonalny charakter Polic a następnie utworzenie na obszarze pofabrycznych zabudowań jednostki wojskowej nie stanowiły podatnego gruntu do głębszej eksploracji historycznej tego miejsca. Ukazało się co prawda parę pozycji książkowych, w których poruszono tematykę Polic w aspekcie działającej na ich terenie fabryki benzyny syntetycznej i obozów pracy przymusowej. Jednakże w mentalności miejscowych temat fabryki ograniczał się do fantastycznych opowieści o wielu kondygnacjach znajdujących się rzekomo pod ziemią i nurkach, którzy postanowili spenetrować zalane piętra i nigdy z nich nie wypłynęli. Dopiero wzrost świadomości lokalnej stworzył sprzyjające warunki dla poszukiwań odpowiedzi dotyczących przeszłości. Duże znaczenie miały tu działania polickich historyków amatorów w latach 90-tych: Wiesława Gawła i Jana Matury. Dzięki ich staraniu ukazało się parę publikacji monograficznych na temat dziejów Polic. Jan Matura otworzył działającą przy Miejskim Ośrodku Kultury Galerię Historyczną Polic, w której wyeksponowano pamiątki związane tematycznie z funkcjonowaniem Hydrierwerke. Pierwszą zwartą witrynę internetową poświęconą fabryce stworzył Robert Paszkiewicz. Jej tematyka i zawartość została doceniona przez autora programu telewizyjnego Sensacje XX Wieku, Bogusława Wołoszańskiego. Przyznał stronie I miejsce za najciekawszą historyczną stronę internetową. W 2005 r. ruszył cykl spotkań zainicjowanych przez Policki Klub Dyskusyjny, których celem była analiza zagadnienia obecności pofabrycznego obiektu na terenie Polic w rozmaitych ujęciach: historycznym, ekonomicznym przyrodniczym. Spotkania cieszyły się dużym zainteresowaniem i zdobyły sobie oddźwięk w mediach, co przełożyło się na szersze zainteresowanie obecnym losem ruin. Jeden z odcinków zrealizowanej przez TVP 3 serii „Misja Gryf” poświęcono w całości Hydrierwerke. Dużą aktywność przejawia Stowarzyszenie Przyjaciół Ziemi Polickiej „Skarb”, które w zaadaptowanych bunkrach utworzyło ekspozycję historyczną, zdobywa materiały dotyczące wojennej historii Polic i zajmuje się oprowadzaniem wycieczek po terenie „Starej Fabryki” na stworzonym przez siebie szlaku. Ciekawe i nowatorskie artykuły w temacie fabryki na łamach "Polickiego Rocznika historycznego" i "Szczecinera" przedstawiło młodsze pokolenie "poszukiwaczy historii": Łukasz Socha, Dominik Wołyński i Bartłomiej Sitarz. Warto po nie sięgnąć.

Próby odpowiedzenia sobie na pytanie, jak wykorzystać tą wyjątkową i zarazem dość osobliwą pamiątkę po II wojnie światowej, nie przyniosły jak na razie żadnych konkretnych odpowiedzi. Obiekty pofabryczne jakie dziś możemy podziwiać stanowią zaledwie mniejszą część zabudowy, jaka funkcjonowała w czasie wojny. Mimo zniszczeń wciąż jednak budzą podziw swoim ogromem i rozległą lokalizacją. Wytrawni eksploratorzy historii swoje kroki zwrócą nie tylko w kierunku „Starej Fabryki”, ale także zwiedzą istniejące do dziś pozostałość po filii obozu koncentracyjnego Stutthof w Mścięcinie, odszukają ślady po obozach pracowników przymusowych i zajrzą w poorane bombami okoliczne lasy, by znaleźć betonowe stanowiska baterii przeciwlotniczych. Zaś znawcy tematu bez problemu odszukają w Internecie interesujące dokumenty z alianckich archiwów.

……

Odgadywanie polickiej historii wciąż trwa. Wzmożona aktywność lokalnych miłośników historii oraz baza wiedzy dostępna w internecie ożywiły aktywność na tym polu i pozwoliły dotrzeć do mało znanych faktów i materiałów. Mimo to jest jeszcze wiele pytań, na które trudno dotąd znaleźć jednoznaczną odpowiedź. Wymienię parę z nich:

  • Mimo obecności w Policach sporej grupy przymusowych pracowników i więźniów z Polski, zachowało się stosunkowo mało relacji i pamiątek z tych czasów. W porównaniu do innych przypadków z czasów okupacji źródła wiedzy o Policach są wyjątkowo skromne. Dlaczego?
  • W opinii historyków w Policach zmarło wiele tysięcy więźniów. Część z nich jako ofiary bombardowań pochowana została w zbiorowych mogiłach. Dotąd jednak nie zlokalizowano tych miejsc pochówków, co wydaje się dość dziwne mając na uwadze szerszą wiedzą spotykaną przy analogicznych przypadkach.
  • Nie znamy dokładnej lokalizacji paru obozów dla pracowników fabryki. Wskazówki podane w literaturze tematu przez Bogdana Frankiewicza nie znajdują na razie potwierdzenia w rzeczywistości. Nie znamy dokładnej lokalizacji Nordlager usytuowanego w okolicach Trzeszczyna ani drugiej lokalizacji Wullenvewerlager po rzekomych przenosinach spowodowanych pożarem.
  • Nie są znane nam dokładne losy zdemontowanej przez Rosjan aparatury i maszyn fabrycznych. Czy służyła jako komplet odtworzeniu procesu produkcyjnego, czy też rozpłynęła się w morzu rozmaitych radzieckich zakładów?

Drogi Czytelniku/Internauto – może odpowiedź na nie znajdziesz właśnie Ty?!

Artykuł w pierwotnej wersji ukazał się w szczecińskim magazynie historycznym "Sedina".

Popularne posty