W krainie depresji

Jedną z charakterystycznych cech Pomorza Zachodniego jest fakt istnienia na jego obszarze niemalże wyludnionych terenów leżących z dala od biegu codziennego życia. Są to zakątki, gdzie kontakt z przyrodą i historią pozbawiony jest nieznośnej atmosfery typowej dla popularnych miejsc wycieczek i pielgrzymek gatunku ludzkiego. Takim terenem są okolice wsi Święta, leżące nad prawym brzegiem Odry, między potężna połacią jeziora Dąbie i jeszcze większym Zalewem Szczecińskim. Zapraszam na wycieczkę po ziemi pełnej kanałów wodnych, nieistniejących osad i obiektów niemieckiej obrony przeciwlotniczej.


Geograficznie hasło depresja kojarzy się nam najczęściej z Żuławami Wiślanymi, na których obszarze znajduje się najniżej położony punkt powierzchni ziemi w Polsce. Miło poinformować, że drugą pod względem rozmiaru tego rodzaju ciekawostką są ziemie rozpościerające się na Pomorzu Zachodnim w okolicach wsi Święta. Najniższy punkt leży 40 cm pod poziomem morza*. Co to oznacza? Wody jest tu tyle, że mimo wieków nie udało się tego zakątka skutecznie zaludnić. Mimo to ziemia ta kryje w sobie parę dynamicznych momentów historii.


Fragment mapy Messtischblatt z 1938 r. ukazujący okolice Świętej.

Pierwszy warty uwagi i dość doniosły w swoim czasie fakt historyczny to obecność w tej okolicy ujścia Iny do jeziora Dąbie. Rzeka ta w średniowieczu pełniła niezwykle ważną rolę gospodarczą dla Stargardu i Goleniowa. Dzięki przemieszczającym się nią barkom rzecznym kwitł handel o zasięgu przekraczającym granice Pomorza. Powstała tu osada Inoujście stanowiła ważny port przeładunkowy i swoiste okno na świat dla pobliskich miast. Profity płynące z handlu były na tyle duże, że na jego tle niejednokrotnie dochodziło do konfliktów między konkurującymi ze sobą miastami. Trzeba pamiętać, że ówczesne Pomorze charakteryzowało się sporą niezależnością poszczególnych ośrodków, które stanowiły swoiste lokalne republiki. Jednym z obrzydliwszych uzurpatorów był Szczecin, aktywnie umniejszający rolę pobliskich miast (najskuteczniej rozprawił się z Policami, na blisko 500 lat odbierając im dopiero co przyznane prawa miejskie). Ina była swoistą solą w oku szczecinian. Chcąc uniemożliwić kwitnący dzięki niej handel postanowili... zapolować jej ujście. W efekcie doszło do zbrojnych potyczek między Stargardem i Szczecinem, zakończonych szczęśliwie pokojową ugodą. Zmiana uwarunkowań gospodarczych sprawiła, że z czasem port zaczął tracić na znaczeniu, a po 1945 r. osada zaczęła kompletnie chylić się ku upadkowi. Dziś z niej już prawie nic nie zostało, i jeśli warto wybrać się w to miejsce, to tylko po to, by podumać nad przewrotnymi procesami dziejowymi. Polecam realcję z wizji lokalnej wraz z ciekawym opisem historycznym.

Resztki przyczółka przeprawy promowej we wsi Święta

Stanowiącą jedyną dziś funkcjonującą tu w pełni osadę Święta warto zwiedzić z dwóch powodów: dla cmentarza, na którym ocalało wiele pamiątek po niemieckich mieszkańcach, a ostatnio powstało nawet lapidarium; oraz by wybrać się na przyczółek nieistniejącej już przeprawy promowej na Odrze (zwanej na tym odcinku Domiążą). Jest to dogodny punkt do obserwacji wszystkich jednostek kursujących między Szczecinem i Bałtykiem, a bliskość toru wodnego sprawia, że rozmiar niektórych statków sprawia nie lada wrażenie. Przed wojną kursował tu prom, umożliwiający dotarcie do nieodległych Polic, a dalej - do Szczecina. Była to jakby naturalna konsekwencja zorientowania się tych ziem ku zachodniemu brzegowi. Część z nich stanowiła bowiem własność Szczecina, poza tym w pewnym okresie należały także do powiatu Rędowa (Randow). Od iluś już tam lat snuje się wizje wybudowanie w tej okolicy stałej przeprawy, stanowiącej element zachodniej obwodnicy Szczecina. Pozwoliłoby to ze Szczecina szybciej dotrzeć nad morze i otworzyło nowe perspektywy komunikacyjne tutejszym zakładom chemicznym. Mimo wykonania wstępnych projektów nie widać jednak realnych powidoków na wykonanie tej inwestycji. Stolica ma ogólnie Pomorze Zachodnie w głębokim poważaniu, a bez pieniędzy z budżetu kraju nikt nie porwie się na taką inwestycję.

Warto wspomnieć  jeszcze jednym epizodzie w historii Świętej. To tu w 1945 r. funkcjonował jeden z ostatnich przyczółków niemieckich na prawym brzegu Odry. Gdy 20 marca pod naporem Armii Czerwonej padło Dąbie, co oznaczało zniszczenie głównej linii obrony Szczecina, w Świętej nadal funkcjonowała przeprawa. Po ochroną okolicznych kanałów i mokradeł przez parę dni pozwalała przedostawać się ściągającym z Pomorza niedobitkom wojsk niemieckich na drugą stronę. Ostateczna ewakuacja przyczółka nastąpiła nocą 29 marca.

Kierując się na północ od Świętej wkraczamy w najciekawszy rejon. Podążając ku rzece Krępa mijamy szereg nieistniejących już osad, które w efekcie działań wojennych straciły na znaczeniu, a próby zasiedlenia po 45 r. nie zakończyły się sukcesem. Tętniący kiedyś życiem obszar zamienił się dziś w melancholijny zakątek, na którym natkniemy się z rzadka na rolników, wędkarzy, tudzież przygodnych amatorów różnego rodzaju wrażeń. Jako pierwszy na drodze napotkamy pozostałości po majątku ziemskim Schwabach, kryjące się w pierwszym napotkanym po lewej stronie lasku, tuż przy drodze. Resztki zabudowy nie stanowią już takiej atrakcji, jak to, co kryje się na tyłach folwarku (w kierunku Domiąży) i tuż za nim (na północ). Znajdziemy tam różnego rodzaju obiekty i konstrukcje ziemne służące obronie przeciwlotniczej usytuowanej w Policach fabryki paliw syntetycznych. O historii samej fabryki można poczytać w osobnym artykule, ja jedynie zakreślę problematykę samego systemu tejże obrony.

Obiekt opl w okolicy majątku Schwabach

Police w czasie wojny znalazły się na celowniku lotnictwa alianckiego. Jeden z największych w całej III Rzeszy producentów paliw syntetycznych - Hydrierwerke Pölitz - stanowił ważny element w machinie wojennej Hitlera i nie mógł umknąć uwadze Zachodu. Police zaczęły nawiedzać naloty bombowe, które stopniowo wyeliminowały je u schyłku wojny z procesu produkcyjnego. Jako obiekt strategiczny fabrykę zabezpieczono w szereg zabezpieczeń, z których obrona przeciwlotnicza stanowiła zwarty pierścień okalający ją ze wszystkich stron. Jeden z potężniejszych punktów tego systemu ulokowano właśnie w okolicach Świętej. Dziś możemy sobie tylko wyobrazić, jak niecodziennego teatru wojny byli świadkami mieszkańcy tutejszych osad. Warkot nadlatujących bombowców, świst spadających bomb, huk eksplozji, salwy dział przeciwlotniczych, gorejące łuny i zwały dymów stanowiły istną piekielną kalafonię... Odizolowanie tego obszaru od powojennych procesów urbanizacyjnych sprawił, że ocalałe tu obiekty opl zachowały się w dużo lepszym stanie, niż te przy samych Policach. Napotkamy się tu na rozmaitego rodzaju konstrukcje żelbetowe i ziemne, rozsiane w paru newralgicznych punktach, z których najważniejsze znajdowały się w Schwabach oraz Schwankenheim. Ocalałe ślady stanowią atrakcyjną pożywkę dla miłośników historii, i zostały już przeczesane wzdłuż i wszerz przez poszukiwaczy kryjących się w ziemi pamiątek, o czym świadczą liczne ślady wykopków.

Bombardowanie polickiej fabryki paliw syntetycznych. Po lewej stronie widoczny omawiany tu obszar

Podążając dalej na północ tuż po lewej stronie ujrzymy konstrukcje ziemne stanowiące ochronę dla zainstalowanych w ich nieckach działach opl. Gdy dojdziemy do skrzyżowania znajdziemy się w miejscu, gdzie istniała ongiś zasadnicza część osady Schwabach. Tuż przy nim, na lekkim wzniesieniu po zachodniej stronie, funkcjonował cmentarz. Jeszcze jakiś czas temu można było odkryć na nim resztki nagrobków. Wzdłuż drogi prowadzącej na wschód ulokowane były rzędowo domostwa, o których obecności świadczą dziś ocalałe drzewa owocowe. Drogą skierowaną na zachód dotrzemy do Odry, gdzie działała przystań barkowa. Zaś droga prowadząca na północ zaprowadzi nas do kolejnego skrzyżowania, w obszar osady Schwankenheim, której świadectwem istnienia sprzed lat są liczne drzewa owocowe i walające się cegły. Droga na zachód znów doprowadzi nas do Odry, przy której stoi zniszczony żelbetowy budynek o nieznanym mi przeznaczeniu. Kierując się na wschód dotrzemy zaraz w dość malowniczy zakątek, gdzie droga przebija się między wybijającymi się wyraźnie ponad okolicę wzniesieniami - po prawej i po lewej stronie w bliskim sąsiedztwie istniały kiedyś cmentarze. Warto zauważyć, jak umiejętnie wykorzystano tutejszą rzeźbę terenu - większość cmentarzy ulokowano bowiem na nielicznych wzniesieniach, unikając pochówku w grząskiej, wodnistej glebie. Jeszcze jakiś czas temu, zwłaszcza na obszarze cmentarza ulokowanego po zachodniej stronie drogi, natknąć się można było na sporą ilość poniemieckich nagrobków.

Kompleks opl w okolicy Schwankenheim

Zachodni cmentarz płynnie przechodzi w największy na tym obszarze kompleks opl, który pewnie dla niejednego znawcy tematu stanowi niezgorszą poznawczą pożywkę. Znajdziemy tu zatrzęsienie różnego rodzaju żelbetowych obiektów rozmieszczonych w zwartym skupisku na znacznej powierzchni. Rozmach tego kompleksu wyraźnie ukazuje zdjęcie zrobione przez alianckie lotnictwo. Miejsce to stanowi swoisty skansen sztuki wojennej o rozmiarach mogących śmiało konkurować z innymi tego rodzaju obiektami w kraju i za granicą, który aż się prosi o zagospodarowanie celem stworzenia historycznej ekspozycji. No ale do tego potrzebne jest konkretne środowisko, które podejmie się takiego wyzwania.

Jeden z wielu obiektów w okolicach kompleksu opl przy Schwankenheim

Pobliskie skrzyżowanie zaprowadzi nas w dwóch kierunkach: na zachód tradycyjnie ku Odrze. Na wschód w stronę osady Wolfhorst. Podążając na zachód mijamy po obu stronach drogi wspomniane już obiekty kompleksu opl. Wkrótce dojdziemy do miejsca nad brzegiem rzeki, w którym funkcjonowała osada Forcadenberg. W zaroślach doszukamy się gruzów po zniszczonym pałacu. Refleksyjnie i symbolicznie wyglądają resztki schodów, które prowadzą dosłownie... donikąd. Na północ od gruzowiska dostrzeżemy krótki kanał połączony z ujściem Krępy, w którym cumowały statki właścicieli tutejszego majątku. Z jego dziejami wiąże się ciekawy historyczny wątek. Osada założona została w 1751 r. przez radcę Jana Christiana Schwanka w ramach frydrecjańskiej akcji kolonizacyjnej (stąd nazwa Schwankenheim...). W dostępnych materiałach możemy się dowiedzieć, że pierwszymi osadnikami byli Niemcy z terenów dzisiejszej Polski, Pomorza szwedzkiego oraz Saksonii. Osadę otrzymał od cesarza Fryderyka Wilhelma II, w dowód uznania za zasługi, generał Friedrich Wilhelm Quirin von Forcade. Nietrudno się domyślić, że nazwa osady wzięła się od nazwiska swego właściciela. Gen. von Forcade posiadał francuskie korzenie. Jego ojciec -  Jean de Forcade Quirin - w stopniu generała służył u boku cesarza Fryderyka Wilhelma I. Był jednym z wielu hugenotów (francuskich protestantów), którzy w efekcie prześladowań we Francji znaleźli schronienie w Prusach. Możemy tylko przypuszczać, że jego miłość do cesarza była na tyle żywa, iż postanowił swojemu synowi - fundatorowi Forcadenberg - nadać te same imiona. Na marginesie warty odnotowania jest jeszcze jeden fakt - gen. Friedrich von Forcade spłodził 23 dzieci...

Pozostałość po majątku Forcadenberg

Osada Wolfhorst leży na najdalej wysuniętym na północ obszarze ograniczonym rzeką Krępą. Dodatkowo ogranicza ją z trzech stron potężna ściana lasu stanowiącego część Puszczy Goleniowskiej. Nie dziwi trochę fakt, że nie udało się jej zasiedlić na nowo po wojnie, to naprawdę odizolowane od świata miejsce. Uczucie grozy potęguje fakt wynikający z jej nazwy - dawniej musiały tu grasować wilki. Przed pierwszymi osadnikami stało nie lada wyzwanie, by móc zaprzyjaźnić się z tą ziemią. Dziś po wiosce, poza drzewami owocowymi, nic już nie pozostało. W jej miejscu leśnicy urządzili sobie punkt składowania drewna pochodzącego z wyrębu...

Wolfhorst - fragment alianckiego zdjęcia lotniczego

Dzisiejszy rzut na miejsce, w którym istniała kiedyś osada

A tak to wygląda na miejscu...

Droga prowadząca konsekwentnie na północ powinna zaprowadzić nas na drugi brzeg Krępy, gdzie znajdują się kolejne interesujące i tajemnicze punkty, ale niestety - tu spotka nas niespodzianka. Choć na mapach a na nawet wciąż funkcjonujących zdjęciach Google Maps i Earth** widoczny jest most, w rzeczywistości obejrzymy sobie jedynie ocalałe po nim przyczółki. Wg. napotkanych nad rzeką wędkarzy najzwyklej w świecie pewnego razu most został nielegalnie "zezłomowany". Jak było rzeczywiście - nie wiem. Trudno mi uwierzyć, by stało się to za przyzwoleniem władz. Rozumiem, że kolej polska rozbiera tory, bo to z definicji niezaradna instytucja. Ale żeby tak oficjalnie sprawny most? Nieeee.... To byłoby po prostu głupie. A jeśli stało się to wbrew prawu, to proszę sobie wyobrazić, w jakim my kraju żyjemy, skoro aparat państwowy nie jest w stanie upilnować mostu o gabarytach znacznie większych od zwykłej kładki przerzuconej przez strumyk... Dodam jedynie, że most prowadzący do wspomnianego wcześniej Inoujścia również wyparował.

Tyle pozostało po moście nad Krępą

Tą niewesołą refleksją kończę opowieść o intrygującej przestrzeni świętej depresji. W okolicy tej znajduje się jeszcze sporo miejsc do zobaczenia. Na północ od Krępy leżą (a raczej - leżały) kolejne przysiółki, natkniemy się też na spore przestrzenie wolne od gatunku ludzkiego. Na wschód - zapraszają nas spore połacie lasów poprzecinanych licznymi kanałami, w których atmosfera czasami jest wręcz duszna od unoszącej się w powietrzu wilgoci. No i same okolice Stepnicy, to równie frapujący obszar, który wymaga osobnego potraktowania.

Okoliczne lasy cechują się niepowtarzalną atmosferą

NAZWY GEOGRAFICZNE: W opisie w paru przypadkach stosowałem niemieckie nazewnictwo miejscowości, gdyż powstały w nieodległych czasach i nie posiadają słowiańskiego rodowodu. Co prawda po wojnie nadano im nowe polskie brzmienie, lecz z racji na to, że osady nie przetrwały, nazwy te mają dziś wymiar czysto orientacyjny. W poniższym zestawieniu pogrubiłem nazwy istniejących osad:

Forcadenberg - Jedlica
Wolfhorst - Jedliny
Schwankenheim - Kiełpinica
Schwabach - Raduń
Brachhorst - Kamieniska
Moritzhorst - Marłacz
Langenberg - Święta
Ihnamunde - Inoujście

* Gwoli ścisłości należy przypomnieć, że najniżej położony punkt naszej polskiej ziemi mieści się na dnie jeziora Miedwie - 30 metrów poniżej lustra Bałtyku.
** Ale za to na Geoportalu mostu już nie ma, polecam więc korzystać z rodzimych rozwiązań.
.

Popularne posty