Notgeldy na Pomorzu Zachodnim

Notgeldy to jeden z konceptów na tanie kolekcjonerstwo. Nie wydając dużych pieniędzy - w odróżnieniu od nieuzasadnionych cen dyktowanych na rynku przedwojennych pocztówek - można stworzyć barwny, krajoznawczy zbiór. A przy okazji poznać ciekawe ludzkie historie, o czym poniższy wpis.

Wybuch I wojny światowej objawił się w wielu państwach Europy całym ciągiem niekorzystnych zjawisk w systemach pieniężnych każdego z nich. Wycofywanie oszczędności, szalejąca inflacja i rosnące zapotrzebowanie na metale spowodowały zniknięcie monet z powszechnego obiegu. Antidotum na ten stan miało być wprowadzenie lokalnych pieniędzy zastępczych. W krajach niemieckich prawo do emisji tzw. notgeldów przy błogosławieństwie samej góry posiadały władze samorządowe, banki, przedsiębiorstwa. Sytuacja szybko jednak wymknęła się spod kontroli, gdyż pieniądze takie zaczął produkować niemal każdy, kto tylko chciał. Jednocześnie stała się inna ciekawa rzecz - mało ciekawe z początku druki zamieniły się wkrótce w bogate w treść, graficzne peany na rzecz swoich małych ojczyzn. Szybko stały się obiektem zainteresowań kolekcjonerskich, a ich emitenci doskonale wyczuli promocyjny charakter druków, wypuszczając do 1924 r. na rynek tysiące odmian notgeldów.

Pomorskie pieniądze zastępcze to ciekawy i barwny wyraz przywiązania ich emitentów do swojego miejsca pochodzenia. Przedstawiają one obrazy o charakterze historycznym, krajoznawczym, gospodarczym czy patriotycznym. Wciąż ogromna ilość obecnych w kolekcjonerskim obiegu druków sprawia, że stosunkowo niskim kosztem można stworzyć zbiór o regionalnym rysie. Mam nadzieję w przyszłości przedstawić więcej przykładów, tu akurat zaprezentuję egzemplarz, który powinien zainteresować zwłaszcza miłośników historii Polic. Kasa Powiatu Randow (Rędowa) opublikowała w 1921 r. serię notgeldów składającą się z 12 banknotów o nominałach 25, 50 i 75 fenigów. W większości ukazują one widoki z terenu tego powiatu. Na jednym z nich, widnieje kaplica z polickiego rynku:





Jeszcze jeden banknot z tej serii. Tym razem widok na Siadło Dolne, ongiś w powiecie Randow, dziś w polickim:





I teraz pozwolę sobie na pewnego rodzaju post scriptum. Zainteresowały mnie widniejące na banknotach nazwiska. Postarałem się wyłowić z internetowej czeluści jakieś dane na ich temat. O ile z Hannsem Schubertem nie było problemu, o tyle w przypadku Moritza Bauchwitza należało pokleić informacje z wielu źródeł i wątków. Przy okazji wyłoniła się ciekawa ale i smutna historia.

Po kolei. Hanns Schubert urodził się w 1887 r. w Späningen w Saksonii. Był malarzem pejzażystą i grafikiem, członkiem Narodowego Związku Artystów Plastyków w Niemczech i Stowarzyszenia Artystów Plastyków Berlinie. W latach 1920 i 1928 był nauczycielem w szczecińskiej Szkole Rzemiosł Artystycznych. Z tego też okresu pochodzi jego twórczość nawiązująca tematycznie do Pomorza Zachodniego, na którą możemy natknąć się w różnego rodzaju drukach i wydawnictwach, w tym na wspomnianej wyżej serii sławiącej powiat Randow. Malarz związał później swoje życie z Greifswaldem, gdzie zmarł w 1967 r.

Drzeworyty Hannsa Schuberta ozdobiły jeden z tomów pomorskich legend. Ten styl graficzny często gościł w ówczesnych drukach. Surowy, prosty, kontrastowy.

Barwniejsza historia wiąże się z rodziną drukarzy Bauchwitz, których sygnatura - "M. Bauchwitz" - widnieje na banknocie. Nazwa wydawnictwa wywodzi się od Moritza Bauchwitz, osiedlonego w Szczecinie w drugiej połowie XIX w. W kamienicy przy ulicy Klosterhof wydzierżawił piętro pod swój interes, by w 1910 r. wykupić całą już nieruchomość. Jego biznes znany był odtąd także pod nazwą "Gutenberg-Haus". Trzy lata później umarł a jego majątek odziedziczyła żona Emma Bauchwitz. Ta zaś w 1919 r. przekazało go Paulowi i Franzowi Albertowi Bauchwitz. W 1937 r. nieruchomość przejął Stettiner Bank i na tym historia ta mogłaby się zakończyć, ale... rodzina Bauchwitz miała żydowskie korzenie (nazwisko pochodzi od miejscowości Bauchwitz - Bukowiec - leżącej w okolicy Międrzyrzecza w Wielkopolsce, skąd się do Szczecina przeprowadziła), co wieszczyło nadchodzące problemy. Podczas "Kryształowej Nocy" w listopadzie 1938 r. Franz Albert Bauchwitz został aresztowany i skierowany do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. W grudniu 1938 r. udało mu się wyekspediować swoje dzieci do Anglii, do których dołączył z żoną w 1940 r. Miał szczęście, bo inaczej potoczyły się losy Paula Bauchwitz. Jego, wraz z innymi członkami rodziny Bauchwitz, odnajdziemy w rejestrze osób pochodzenia żydowskiego, deportowanych w 1940 r. ze Szczecina i Piły do okręgu lubelskiego w Generalnej Guberni. Był to element szerszej akcji, mającej na celu zapewnienie przestrzeni osiedleńczej dla nadbałtyckich Niemców (w jej ramach wysiedlono także kilkadziesiąt tysięcy Polaków z tzw. Kraju Warty). Wraz z nim na liście deportowanych znalazło się także małżeństwo Marthy i Maxa Bauchwitz. Martha zdołała jeszcze wysłać do swojej córki trzy listy, nim w 1942 r. słuch po niej zaginął. Możemy się tylko domyślać, jaki los ich wszystkich finalnie spotkał. Rodzinie Bauchwitz nie pomogło nawet to, że byli zniemczonymi Żydami, pracującymi i walczącymi dla Rzeszy (dentysta Max Bauchwitz zasłużył się jako wolontariusz podczas I wojny światowej, a jeden z jego synów zginął we Francji w 1918 r.). Taka oto cegiełka do szerszych rozważań na temat niemieckiej historii Szczecina...
.

Popularne posty